Ból
Ból. Choroba jak inne
Ból przewlekły jest chorobą, którą trzeba leczyć. Na rynku są dostępne leki, które umożliwiają skuteczną terapię, dają ludziom chorym szanse na normalne życie.
Ból, choć to uczucie bardzo przykre, jest naprawdę naszym sprzymierzeńcem, sygnałem, że coś złego dzieje się w organizmie człowieka. Ludzie, którzy są genetycznie pozbawieni tego czucia, umierają bardzo młodo, ponieważ nie są w stanie nauczyć się bezpiecznych zachowań dla człowieka, ból ich nie ostrzega i giną w wyniku odniesionych urazów. Kiedy już przyczyna jest znana, pacjent zaczyna leczenie, ból przestaje być zaletą, a staje się udręką, zwłaszcza gdy przechodzi w przewlekły stan. Ból przewlekły to bardzo skomplikowana choroba, jednak tak postrzegany jest dopiero od dwudziestu lat.
Przełom w leczeniu bólu dokonał się stosunkowo niedawno. W 1986 r. eksperci Światowej Organizacji Zdrowia opublikowali schemat leczenia bólów nowotworowych. Podzielono leki przeciwbólowe na trzy stopnie od najsłabszych po najsilniejsze, zalecając leczenie adekwatne do bólu. System ten zakłada leczenie farmakologiczne na trzech poziomach w zależności od stopnia nasilenia bólu. Na pierwszym stosuje się nieopioidowe leki przeciwbólowe, czyli paracetamol, a także leki przeciwzapalne. Jeśli zachodzi potrzeba to również leki wspomagające, jak np. przeciwdepresyjne. Gdy jednak takie postępowanie okaże się nieskuteczne, musimy dodać na drugim szczeblu lek opioidowy o słabym działaniu. Na trzecim poziomie leczenia wycofujemy leki opioidowe o słabym działaniu i zastępujemy je silnie działającymi środkami. Zazwyczaj są one skuteczne. Zaletą systemu zalecanego przez WHO jest stałe leczenie, czyli odpowiedni lek w odpowiedniej dawce i w odpowiednim czasie.
- Tak naprawdę przełomem była jednak zmiana sposobu myślenia o bólu. Jeśli chory stale cierpi, to nie należy mu zalecać leku tylko "w razie bólu". Dla chorego oznaczałoby to, że ma czekać, aż ból stanie się nie do wytrzymania i dopiero wówczas wziąć lek. W ten sposób skazuje się go na uzależnienie od bólu i oczekiwanie na następne dawki leku - twierdzi dr Jerzy Jarosz, kierownik Zakładu Medycyny Paliatywnej, Centrum Onkologii - Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie.
- Kiedy mówię pacjentom o istocie bólu, daję przykład ognia. Na początku jest niewielki żarzący się płomyk, wiatr go rozdmuchuje, zaczyna się palić coraz większe ognisko. Duże ognisko, to ból nie do wytrzymania, wtedy wylewa się na to kubeł wody, czyli podaje lekarstwo. Takie doraźne działanie powoduje, że nie gasi on tego ognia (bólu), bo jest za duży. Wówczas najczęściej mówi się, że lek nie jest skuteczny. A to nieprawda, po prostu był on podany za późno – opowiada dr Maciej Hilgier, kierownik Oddziału Medycyny Paliatywnej i Badania Bólu Centrum Onkologii - Instytut w Warszawie.
Niezmiernie istotną sprawą jest więc, aby leki podawać wtedy, gdy poprzednia dawka kończy swoje działanie. Jeśli lek działa osiem godzin, trzeba przyjmować go co osiem godzin.
Badania przeprowadzone w 1986 r. pokazały, że w krajach rozwiniętych, każdego roku aż 3 mln ludzi cierpiało niepotrzebnie z powodu bólów nowotworowych. Wtedy jeszcze nie było leków o dłuższym działaniu. Podstawowe środki jak paracetamol, aspiryna działają cztery godziny, morfina podobnie. Na szczęście firmy farmaceutyczne wprowadziły na rynek leki długo działające - 24 godziny, a nawet 72, jak np. nowoczesne plastry przeciwbólowe. Pacjent może więc spokojnie spać i odpoczywać, a nawet pracować zawodowo, bez konieczności przerywania aktywności życiowej.





