Tallin
Na pozór Tallin przypomina budowlę złożoną z elementów, które absolutnie do siebie nie pasują. Jak połączyć chłodnych, racjonalnych, rdzennych Estończyków z żywiołowymi Rosjanami, którzy stanowią w Estonii około 40% ludności? Jak dopasować powściągliwy, ascetyczny protestantyzm z przepychem prawosławia? Wreszcie, czy ortodoksyjny sobór górujący nad hanzeatycką starówką mogą tworzyć niezakłócony krajobraz? Otóż mogą. Te „niepasujące” elementy łączą się w Tallinie w harmonijną całość, co czyni to miasto wyjątkowo atrakcyjnym także dla turystów i rozmaitych poszukiwaczy wrażeń.
Gdyby stworzyć listę najbardziej charakterystycznych i najciekawszych obiektów i zabytków stolicy Estonii, na pierwszym miejscu mogłyby się znaleźć mury obronne. Otaczają one stare miasto potężnym pierścieniem, chodzimy wzdłuż nich i po nich. Mury budowano od początku XII w., a w czasach świetności miały 2500 m długości, 45 baszt, wież i bastionów obronnych. Do dziś zachowało się ponad 60% dawnej długości i 25 baszt.
Połamał sobie na nich zęby car rosyjski Iwan IV Groźny, który bezskutecznie próbował zdobyć miasto w latach 1570-71 i 1577 r. Dzięki temu, zresztą zgodnie z wolą mieszkańców miasta, Tallin pozostał w rękach Szwecji. Kres rządom szwedzkim położyła wojna północna, w wyniku której miasto zajęli Rosjanie. Ponownie mury Tallina oparły się Rosjanom, tym razem „czerwonym” w 1918 r., kiedy Bolszewikom udało się już opanować pozostałą część Estonii. Jednak armia estońska, wspierana przez flotę brytyjską nie wpuściła najeźdźców do miasta, a następnie wyparła ich z kraju.
Położenie miasta nad Bałtykiem, przy szlaku kupieckim prowadzącym z zachodniej Europy do Rosji, bywało dla miasta błogosławieństwem, owocując bogactwem i szybkim rozwojem. Bywało jednak też przekleństwem. Do tego niewielkiego skrawka ziemi rościli sobie pretensje m.in. Krzyżacy, Szwedzi, Rosjanie, a w pewnym okresie (skutecznie) także Polacy. Potężne mury Tallina nie zawsze zdołały powstrzymać niepożądanych gości.
Tallińska starówka jest pamiątką po najlepszych latach miasta. W 1280 r. Tallin przystąpił do Ligi Hanzeatyckiej (Hanzy) – związku miast handlowych Europy Północnej. Od tej pory miasto rozwijało się dynamicznie, a duży udział w tym mają kupcy niemieccy i skandynawski. Do dziś stare miasto zachowało swój hanzeatycki charakter. Mamy więc możliwość spacerować wzdłuż potężnych murów obronnych, wąskimi, krętymi uliczkami, podziwiając średniowieczne kamienice. Nie bez powodu starówka Tallina jest uznawana za jedną z najciekawszych w Europie.
Pewnego wyłomu w jednolitej architekturze dokonali Rosjanie, budując okazały prawosławny sobór, w centralnym punkcie, w świętym miejscu dla Estończyków. Miało to oczywiście wymiar polityczny, akcentujący rosyjskie panowanie w Estonii. Przypomina się historia wielkiego soboru Aleksandra Newskiego w centrum Warszawy. Ten jednak został rozebrany zaraz po odzyskaniu niepodległości – jako symbol rosyjskiej dominacji. Świątynia w Tallinie jest jedną z największych atrakcji turystycznych miasta.
Tallińska starówka jest dziś pięknie odnowiona i bardzo zadbana, sporo prac konserwacyjnych przeprowadziła polska Pracownia Konserwacji Zabytków jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych XX w. Na starówce znajdziemy sporo ciekawych lokali, kawiarni, restauracji, pubów. W małych butikach można kupić oryginalne estońskie produkty różnych branż, zamiast tandetnej turystycznej komercji.
Tallin jest miastem portowym, zaledwie półtorej godziny rejsu wodolotem dzieli estońską stolicę od Helsinek. Stąd więc sporo gości z Finlandii, którzy przyjeżdżają tu zabawić się i zrobić zakupy (głównie alkoholowe). Ma to oczywiście swój wpływ na charakter miasta, miasta otwartego, dynamicznego przyjaznego dla turystów.
Na ulicach Tallina język rosyjski słychać równie często jak estoński i fiński (dla laika nie do odróżnienia). Rosjanie stanowią prawie połowę mieszkańców stolicy Estonii. Mimo to nie ma tu napisów dwujęzycznych, a „rosyjskość” jest widoczna głównie w świątyniach i etnicznych restauracjach. Masowy napływ do Estonii sąsiadów z północnego-wschodu nastąpił w czasach Związku Radzieckiego. Władze sowieckie prowadziły politykę osiedleńczą mająca osłabić estoński żywioł (tak samo było na Łotwie), nijak mentalnie nie pasujący do Kraju Rad. Nowych osiedleńców nie trzeba było szczególnie zachęcać, albowiem jakość życia w republikach nadbałtyckich była dużo wyższa niż pozostałych krajach związkowych. U schyłku ZSRR panowała realna groźba, że Estończycy staną się mniejszością w swoim kraju.
Po odzyskaniu niepodległości Rosjanie nie mieli zamiaru opuszczać Estonii. Z kolei kraj ten wprowadził dość drastyczną ustawę o obywatelstwie, która nakładała m.in. obowiązek znajomości języka estońskiego, nie było mowy o języku rosyjskim, jako drugim państwowym, mimo protestów Rosji, a także Unii Europejskiej. W tym konflikcie, wydawałoby się nie do rozwiązania, zwyciężył pragmatyzm. Młodzi Rosjanie nauczyli się estońskiego i bardzo cenią sobie życie w dynamicznie rozwijającym się, nowoczesnym kraju, należącym do UE i będącym w strefie Euro. Młodzi Estończycy z kolei uczą się języka rosyjskiego, który jest bardzo przydatny w gospodarce, turystyce, czy gastronomii. Handel patriotycznymi, estońskimi gadżetami – chorągiewki, koszulki, itp., opanowali Rosjanie.
W piątkowy, listopadowy wieczór trafiliśmy do bardzo „klimatycznego”, niewielkiego baru, w pobliżu starówki. Wszystkie miejsca są zajęte przez klientelę w wieku 50+ obu płci. Zamawiają calvados, wódkę, gin z tonikiem, rzadziej piwo, a do tego kanapki i kawę. Wszyscy płacą kartami. Wracamy do baru następnego wieczora. W sobotę nie ma szans, aby wcisnąć się do środka, kolejka chętny stoi przed wejściem.
W Tallinie najwyraźniej brakuje takich lokali. Sporo jest natomiast restauracji estońskich, rosyjskich, włoskich, indyjskich. Z kilkoma wyjątkami jest w nich raczej pusto. Widać wyraźnie rozbieżność między cenami w lokalach, a możliwościami finansowymi potencjalnych klientów. Około 50 euro za niezbyt wyszukany obiad dla dwóch osób w przeciętnej restauracji to trochę dużo. Pustki tej nie zapełnia goście z Finlandii, zwłaszcza po sezonie. Miejscowi chętnie żywią się całymi rodzinami w pizzeriach, oferujących „amerykańskie” pizze na grubym cieście.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, jeśli chodzi o puby i kawiarnie. W najpopularniejszych lokalach bywa trudno o stolik, choć jest ich sporo na starówce i w okolicach. Ceny nie są niskie, piwo kosztuje zwykle 2,8 – 3 euro, kawa 1,5 euro. Ale tu nie przychodzi się biesiadować, ale w towarzystwie napić się kawy, herbaty, wina. Bardziej zastawiony stół należy zwykle do Finów i Rosjan. Pozostali mogą skorzystać z podpowiedzi – hasła jakie wywiesił jeden z sklepów alkoholowych na starówce: „kup butelkę trunku i ciesz się nią w domu”.
Piotr Janczarek
więcej informacji:
http://www.visitestonia.com/pl/
http://www.tourism.tallinn.ee/eng
Tallin jes także idealnym miastem dla cyfrowych nomadów. Website Planet zalicza stolicę Estonii do 11 najlepszych tego typu miejsc. Sprawdź dlaczego:
https://www.websiteplanet.com/blog/best-locations-digital-nomad/













Baku Miasto egzotyczne i nowoczesne. Odległe, ale też bliskie Polakom. »